0
mala-mi 16 maja 2014 23:44
Zapraszam do czytania relacji z majówki na Sardynii :)

W tym roku ciężko mi było wymyślić coś oryginalnego na weekend majowy. Myślałam o objazdówce po Włoszech, ale ku mojemu zaskoczeniu trafiłam na bilety EasyJet z Berlina do Olbii za 300 zł na osobę. Zastanowiliśmy się, czy to jest to i po kilku godzinach zostało postanowione – spędzimy tydzień na Sardynii.

Dzień 1 – „Czy w tym mieście można coś zjeść?”
Nasz pierwszy dzień podróży rozpoczął się wcześnie z racji tego, że zanim wylecieliśmy na naszą cudowną majówkę musieliśmy dojechać na lotnisko Schoenefeld. Droga minęła spokojnie i po kilku godzinach byliśmy już na parkingu, gdzie zostawiliśmy samochód. Na Berlin zawsze można liczyć – przywitał nas niską temperaturą i ogromną ulewą, przez co zanim doszliśmy do hali przylotów byliśmy mokrzy jakbyśmy dopiero wyszli spod prysznica. Nie mieliśmy dobrych wspomnień związanych z niemieckimi lotniskami (mój chłopak kiedyś zgubił tam paszport), więc na wszelki wypadek sprawdziliśmy wymiar walizki w koszu EasyJet i przeszliśmy do kontroli bezpieczeństwa. Na szczęście tym razem obeszło się bez niespodzianek. Chcieliśmy przed wylotem coś zjeść, ja po cichu liczyłam na precle, ale niestety ich nie znalazłam. W zamian za to zjedliśmy w Burger Kingu (swoją drogą jest tam drogo – 5 euro za małego burgera z kurczakiem :/). Po przekąsce (nie można tego nazwać inaczej) udaliśmy się w stronę bramki. Okazało się, że znajdowała się ona w piwnicy terminalu i do samolotu szliśmy na piechotę. Lot odbył się planowo i minął spokojnie, z pięknymi widokami pod koniec lotu. Po wylądowaniu od razu rozpoczęliśmy poszukiwania autobusu numer 2, który miał nas zawieźć prawie pod sam hotel. W momencie otwarcia drzwi terminalu przekonałam się, że Sardynia to miejsce zupełnie inne niż wszystkie. Jak tylko wyszliśmy z terminala to poczuliśmy mocny, kwiatowy zapach, który towarzyszył nam przez cały pobyt. Było słonecznie i w miarę ciepło. Mieliśmy spory problem ze znalezieniem przystanku, ale jakoś się udało. Po raz pierwszy przekonaliśmy się o barierze językowej między nami a mieszkańcami Sardynii – nikt tam nie chciał mówić po angielsku. Przez to jadąc autobusem musieliśmy sprawdzać na nawigacji gdzie powinniśmy wysiąść – tam autobusy nie pokazują przystanków tak jak w Polsce, a zatrzymują się tylko jak ktoś naciśnie przycisk. Do hotelu, a właściwie pensjonatu dotarliśmy po 16:00 tak jak umówiliśmy się z jego właścicielką. Z racji małej ilości gości dostaliśmy pokój 3 osobowy za tą samą cenę żebyśmy mieli większy komfort – miło z jej strony. Podpytaliśmy ją o dobre restauracje w okolicy, dostaliśmy mapkę z zaznaczonymi miejscami i udaliśmy się na polowanie. Cel: obiad! Nigdy w życiu nie spodziewałam się, że to będzie tak trudne. Okazało się, że poza sezonem wszystkie knajpy z jedzeniem są czynne od 19:00 – nie licząc kebabów. Na szczęście jeden z barów był otwarty i zamówiliśmy tam upragnioną pizzę i piwo. Niestety nie był to najlepszy obiad w naszym życiu, ciasto smakowało jak niedopieczony chleb, do tego był sos pomidorowy bez smaku i tani ser. Dobrze, że chociaż zaspokoił nasz głód. Następnie pospacerowaliśmy po miasteczku i porcie oraz zrobiliśmy zakupy.
Image
Image
Image

Dzień 2 – „deszcze niespokojne”
Od rana wiedzieliśmy, że to nie będzie dobry dzień jeśli chodzi o pogodę, więc nie chcieliśmy jechać daleko. Rano było chłodno z dużą ilością chmur, ale nie powstrzymało nas to przed pojechaniem na pobliskie plaże. Pierwsza z nich to plaża w Bados, do której można dojechać autobusem numer 4 za 1 euro. Jest to nieduża zatoczka z dwoma barami i leżakami do wynajęcia. Drobny, biały piaseczek z kamieniami wyrastającymi z morza urzekają już na pierwszy rzut oka. Plaża ładna, ale gdzie się podziali ludzie? Mieliśmy trochę inne wyobrażenie, pomimo dość nieciekawej pogody.
Image
Image
Image
Image
Spędziliśmy tam sporo czasu na odpoczynku, a potem poszliśmy na piechotę na wybrzeże Pittulongu składające się z 4 plaż (my byliśmy na dwóch). Jest to główny cel turystów przyjeżdżających w okolice Olbii i nie jest to nic dziwnego. Kilometr drobnego piasku i przejrzysta woda to główne powody, dla których jest to tak popularne miejsce. Nasze wrażenie niestety zostało zepsute przez masakryczną ulewę, która przyszła chwilę po tym jak tam przyszliśmy. Musieliśmy szybko uciekać do najbliższego baru, bo autobus do miasta mieliśmy dopiero za 2 godziny. Doszliśmy do wniosku, że coś zamówimy… Jednak ceny w menu nie były nam przychylne – wszystko było mega drogie. Wzięliśmy więc domowe wino i lody. Dostaliśmy 5 gałek lodów za 6 euro, co było dużym wyzwaniem żeby je zjeść. W sam raz zajęło nam to tyle czasu ile mieliśmy czekać na autobus :). W międzyczasie trochę się przejaśniło, deszcz już tylko kropił, więc poszliśmy na przystanek.
Image
Image
Image
Ze względu na pogodę pozostałą część dnia spędziliśmy w pokoju, a wieczorem wyszliśmy na kolację do pobliskiej restauracji La Sosta. I to była najmilsza część tego dnia, wino i jedzenie – nigdy wcześniej nie jadłam tak pysznego spaghetti, natomiast Karol chyba przeszedł gastronomiczny orgazm gdyż dostał wielkie calzone, które pachniało drewnem owocowym (podczas jedzenia nie odzywał się do mnie ani słowem :( ). Na do widzenia Pani która obsługiwała puściła oczko i zawołała nas do baru. Nie minęło 20 sekund, a na stole pojawiły się 2 kieliszki z czymś czerwonym w środku. Na twarzach od razu uśmiech. Wąchamy… jakiś słaby likier. Kieliszek do góry i wtedy poczułam tą moc, i że nie jest to likierek tylko jakaś wóda! Tym czymś okazała się nalewka z mirtu (35%), która smakowała jak syrop na kaszel z alkoholem. Może to dlatego, że w innych krajach z mirtu robi się właśnie leki.


Dzień 3 – „Przejażdżka białym smokiem”
Na ten dzień mieliśmy zarezerwowany samochód w wypożyczalni autonoleggio Sardinya. Odbiór miał być z lotniska, więc musieliśmy najpierw się tam dostać. W poprzedni wieczór zaplanowaliśmy, którym autobusem pojedziemy, aby być na godzinę 10. Niestety życie musiało nas zaskoczyć, okazało się, że nie patrzyłam na niedzielny rozkład jazdy, co zmusiło nas do znalezienia innego autobusu. W międzyczasie już myśleliśmy o zmianie rezerwacji, aby nie tracić cennego czasu, jednak jakoś się to udało i z 40 minutowym opóźnieniem dojechaliśmy do celu. Wybraliśmy najmocniejszy i największy samochód jaki był w wypożyczalni. Turbo biało doładowanego 50 konnego (połowa kulawych) Fiata Pandę za 98 euro z pełnym ubezpieczeniem za dwie doby, plus depozyt w kwocie 300 euro. Plusem jest to, że w tej wypożyczalni można dać kaucję w gotówce, nie trzeba mieć karty kredytowej. Zrobiliśmy komórką zdjęcia wszystkich zarysowań i uszkodzeń samochodu w razie problemów przy oddawaniu. Straciliśmy już trochę czasu, więc nie chcieliśmy jechać daleko. Wybraliśmy krajobrazy na południe od Olbii. Pierwszym celem była jedna z najpiękniejszych plaż na Sardynii – Berchida. Jest to spowodowane głównie nieskazitelną przyrodą, która ją otacza z wielkim masywem wapiennym zaraz obok. Dojazd jest trudny, droga szutrowa z wieloma dziurami, dlatego nie wszyscy decydują się do niej dojechać. No ale nie ma bardziej wytrzymałych samochodów niż te które są wypożyczone. My spotkaliśmy tam wielu rybaków oraz stado krów patrzących w morze - trochę dziwne połączenie :) Dodatkowym „atutem” wszystkich plaży położonych na południe od Olbii są silne wiatry, idealne dla kite- i windsurfingowców. Droga powrotna stamtąd była już trochę łatwiejsza, bo wiedzieliśmy mniej więcej gdzie jakich dziur się spodziewać.
Image
Image
Image
Image
Jadąc samochodem zatrzymujemy się na chwilę w miasteczkach Santa Lucia oraz La Caletta. Mocno wieje, więc nie jest to długi postój.
Santa Lucia
Image
Image
La Caletta
Image
Image
Ważnym miejscem, które chcieliśmy odwiedzić były ruiny Castello della Fava z XII wieku, znajdujące się koło miejscowości Posada. Włoskie zamki budowane na wysokich górach robią duże wrażenie, szczególnie gdy patrzymy na nie z dołu. Wejście do niego jest trudne, najpierw trzeba wspinać się wąskimi uliczkami, a potem jeszcze po schodach, można dostać zadyszki. Na szczęście mieszkańcy Sardynii dbają o turystów odwiedzających ich kraj i po drodze na zamek można kupić lokalne trunki i sery owcze. Z wieży zamkowej rozpościera się piękny widok na Posadę i inne miejscowości oraz pobliskie plaże i góry.
Image
Image
Image
Image
Image
Gdy zeszliśmy z zamku, jadąc dalej naszym białym smokiem, postanowiliśmy zrobić postój na jednej z plaż w Budoni, aby coś przegryźć i odpocząć od chodzenia i jazdy.
Image
Image
Jednym z naszych marzeń było zobaczenie flamingów w ich naturalnym środowisku. Sprzyja temu laguna San Teodoro znajdująca się przy długiej na 4 kilometry plaży La Cinta. To podobno tam flamingi i inne ptaki mają swoje siedliska. Niestety poza piękną plażą z białym piaskiem, kilkoma mewami i panią z długimi nogami w różowej koszulce (wyglądającą jak flaming) nie zobaczyliśmy tam nic :(. To było chyba największe rozczarowanie z jakim się spotkałam podczas tego wyjazdu. Takie rzeczy się zdarzają, więc pospacerowaliśmy wzdłuż morza i wróciliśmy do samochodu.
Image
Image
Image
Jadąc już w stronę Olbii po kilku kilometrach zobaczyłam znak na lagunę San Teodoro z flamingiem. Znów zrodziła się we mnie nadzieja i kazałam mojemu facetowi natychmiast tam skręcić. Niestety i to okazało się tylko złudną nadzieją…
Image
Image
Ostatnim przystankiem na tej trasie był przylądek Coda Cavallo, zwany także końskim ogonem. Jest to część obszaru chronionego oraz miejsce wypoczynku, co widać po zabudowaniu.
Image
Image
Myśleliśmy też, że zdążymy dotrzeć na 17:00 do Golfo Aranci, aby popłynąć zobaczyć delfiny. Niestety było już za późno, więc odstawiliśmy samochód i poszliśmy na kolację do naszego ulubionego lokalu. Tym razem wybraliśmy pizzę i to również okazał się strzał w dziesiątkę, a dodatkowo dostaliśmy pikantną oliwę, która wspaniale komponowała się ze smakiem pizzy.

Więcej zdjęć znajdziecie pod tym linkiem :) http://www.blizejnizmyslisz.blogspot.co ... -0805.html

Jest to pierwsza część, kolejne będę sukcesywnie wrzucać jak tylko je dopracuje :)
Jeśli macie jakieś pytania to piszcie, chętnie odpowiem :)Jeśli chodzi o to, że jest zimno w maju odpowiadam - wcale nie jest - jest bardzo przyjemnie, ciepło, można się opalać, a nie spalać :)

Poniżej przedstawiam trasę jaką pokonaliśmy tego dnia :) na czerwono zaznaczyłam miejsca, których nie zobaczyliśmy, a mieliśmy je w planach
Image
Dzień 4 – „..czyli tam i z powrotem”
Ten dzień był najbardziej pracowity ze wszystkich. Nie dość, że wstaliśmy rano aby jak najwcześniej wyruszyć to jeszcze taka długa droga przed nami. Nie mówiąc już o ilości „must see” zaznaczonych na mapie… Wsiedliśmy więc do naszej pandy i ruszyliśmy drogą 199 w kierunku Sassari. Po drodze pierwszym przystankiem miało być muzeum wina w miejscowości Berchidda, które według informacji z przewodnika miało być otwarte o 10:00. Droga do niego prowadzi cały czas pod górkę, jakie to szczęście, że nie trzeba tam wchodzić na piechotę :) Niestety ku naszemu zdziwieniu, gdy dojechaliśmy na miejsce, ukazała się zamknięta brama… Co za pech… A w dodatku żadnej informacji dlaczego zamknięte i kiedy otworzą. W takim razie trudno, wracamy z powrotem na autostradę. Teraz jedziemy już prosto do Sassari, bez żadnych postojów. Po drodze mijamy bardzo ładny kościół SS. Trinita di Saccargia, jednak zanim zdążyłam poprosić mojego faceta żeby się zatrzymał już było za późno – mogłam go zobaczyć tylko z samochodu :(
Image
Dotarliśmy do Sassari po niecałych 2 godzinach (niestety zawrotna ilość mocy w pandzie nam odmawiała posłuszeństwa i jedyne co przyśpieszało nas do celu to podmuch wyprzedających nas aut!). Sassari to drugie pod względem wielkości miasto Sardynii. Było to dla nas dość dziwne, ponieważ nie zaskoczyło nas swoją wielkością. Znaleźliśmy parking w jakimś centrum handlowym w cenie 0,5 euro za 0,5 godziny i poszliśmy zwiedzać. Pierwszym (najpopularniejszym) zabytkiem była Katedra świętego Mikołaja z Miry. Udało nam się do niej dojść z pomocą znaków, nawigacji i mapki w przewodniku :) Znajduje się ona na piazza del duomo (z wł. Plac katedralny – nie mogło być inaczej). Ciekawa jest jej historia – zbudowano ją w XII wieku, przebudowano w XIII na styl romańsko-pizański, potem w XV w stylu gotyku katalońskiego, a na koniec, w XVIII dodano barokową fasadę. Muszę przyznać, że jest nawet ładna, ale nie robi jakiegoś wielkiego wrażenia. Chcieliśmy chwilę odpocząć na ławce zanim wejdziemy do środka, ale gdy skończyliśmy jeść wybiła 12:00 i zamknęli nam katedrę… Tak więc możemy sobie tylko wyobrazić jak wygląda w środku.
W drodze do katedry
Image
Jedna z wielu włoskich uliczek
Image
Katedra św. Mikołaja z Miry
Image
Katedra z innego punktu widzenia
Image
Kolejnym celem była fontanna Rosello, wykonana z marmuru, dawniej jedyny punkt zaopatrywania miasta w wodę. To właśnie dlatego zaraz obok niej znajduje się zabytkowa miejska pralnia. Fontanna akurat jest w remoncie, więc słabo ją widać…
Fontanna Rosello
Image
Później pozwoliliśmy sobie na małe zagubienie się wśród wąskich uliczek. Jest to jeden z lepszych sposobów na zwiedzanie włoskich miast, o czym przekonaliśmy się już nie raz. Średniowieczne, brukowane uliczki Sassari dostarczają wspaniałych wrażeń. Szliśmy i szliśmy, aż do czasu gdy znaleźliśmy się na piazza Castello. Nazwa nie wzięła się z przypadku, jeszcze w XIX wieku stał tam największy na Sardynii zamek. Został zburzony w 1887 roku, a na jego miejscu znajduje się plac z palmami i ławkami, który jest miejscem spotkań Włochów. Pozostałości po zamku można obejrzeć w podziemiach. I tym razem mieliśmy pecha, bo było zamknięte – chyba nas to miasto nie lubi :(
Piazza Castello
Image
Obok wspomnianego wcześniej placu znajduje się Piazza d`Italia – główny plac miasta, na którym znajdują się Pałac Prowincji oraz pomnik Wiktora Emanuela II (pierwszego króla Włoch). Podobno w XIX wieku na tym placu pasły się owce :D Jest to podobnie jak piazza Castello bardzo przyjemne miejsce do spędzenia chwili czasu.
Dojście do Piazza d`Italia
Image
Pałac Prowincji
Image
Pomnik Wiktora Emanuela
Image
Żeby nie tracić za dużo czasu w jednym miejscu poszliśmy szukać naszego parkingu. Przeszliśmy przez plac uniwersytecki oraz jeden z wielu parków w mieście.
Park w Sassari
Image
Gdy już odnaleźliśmy naszą formułę ustawiłam na nawigacji najważniejszy cel: capo caccia. Wiedzieliśmy, że będą tam ładne widoki, ale (co najważniejsze) chcieliśmy zobaczyć grotę Neptuna. Po drodze trochę zabłądziliśmy, ale to tylko sprawiło, że podróż była ciekawsza :).
Jeden z wielu pięknych widoków
Image
Taka tam zatoczka
Image
Alghero z daleka
Image
Na końcu drogi prowadzącej na ten przylądek znajduje się parking, knajpka i zejście do jaskini. Przy wejściu jest cennik, bilet kosztuje 13 euro (kupuje się go na dole), zwiedzanie z przewodnikiem o każdej pełnej godzinie (od 9:00 do 19:00 z tego co pamiętam). W tym miejscu postanowiliśmy chwilę odpocząć (okazał się to później dobry pomysł) i coś przekąsić. Gdybym czytała dokładniej przewodnik, który ze sobą zabrałam pewnie bym się nie zdziwiła, że zejście do tej groty tak długo trwa. Okazało się, że należało przejść 656 schodów! Gdy schodziliśmy była to frajda, oglądaliśmy piękne widoki i robiliśmy sobie zdjęcia.
Droga do groty
Image
Wejście do groty
Image
Mało osób zdecydowało się pójść tą samą drogą co my. Większość leniwych TURYSTÓW przypłynęła statkiem z Alghero. Była to pierwsza jaskinia, w której byłam więc wszystkie stalaktyty i inne tego typu rzeczy zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Dla odwiedzających niestety udostępniona jest tylko mała część groty, podzielona na kilka części, w każdej z nich przewodniczka zatrzymuje się i opowiada o niej po angielsku. Kolor pomarańczowy jaskinia zawdzięcza temu, że jest wydrążona w czerwonym wapieniu. Ich odbicia w wodzie dodatkowo dodają uroku. Do tego wszędzie czuć zapach mydła lub proszku do prania. Jej wiek szacuje się na ponad 100 milionów lat. Zdjęcia w zupełności nie oddają piękna tego miejsca.

Dodaj Komentarz

Komentarze (16)

thingol 17 maja 2014 00:33 Odpowiedz
A ja jestem ciekaw jaka temperatura wody jest w maju na Sardynii. Rozumiem, że nie zdatna nawet do zanurzenia nóg? :P
michau23 17 maja 2014 09:03 Odpowiedz
Rok temu byłem w tym samym terminie, lądowanie w Cagliari, pobyt na płd-wschodzie. Temperatura wody ok
mala-mi 17 maja 2014 10:01 Odpowiedz
temperatura wody była podobna jak w Bałtyku w lipcu :) można się kąpać, ale przeszkadzał zimny wiatr. Ja mimo wszystko za każdym razem zanurzałam nogi i raz się kąpałam :)
becool 17 maja 2014 10:18 Odpowiedz
Bardzo ładne zdjęcia. Piękna plaża, aż chce się poleżeć:) szkoda tylko że w maju jest tam tak chłodno:/
easier-travel1 21 maja 2014 18:31 Odpowiedz
Super zdjęcia..ja też byłem na sardynii 14-18.05 tylko,że w Alghero ale nie zebrałem się jeszcze na napisanie relacji :)
ssavyer 26 maja 2014 10:48 Odpowiedz
Super relacja !Można wiedzieć z jakiej firmy braliście samochód ? ;)
mala-mi 26 maja 2014 18:42 Odpowiedz
ssavyer napisał:Super relacja !Można wiedzieć z jakiej firmy braliście samochód ? ;)Autonoleggio Sardinya, oto stronka http://www.autonoleggiosardinya.it/ - w Olbii mają siedzibę tylko na lotnisku, ale mają również w innych miastach :)
wict0r 3 czerwca 2014 15:16 Odpowiedz
HejŚwietna relacja!Ja byłem już trzykrotnie na Sardynii. Żałuję, że pogoda Was nie rozpieszczała, bo nie poznaliście prawdziwych uroków Sardynii.Polecam Sardynię jesienną porą.Moje dotychczasowe wizyty na wyspie zawsze odbywały się w październiku lub na przełomie września i października. Pogoda jest jeszcze letnia, a ludzi prawie w ogóle nie ma...Tutaj moje foto-relacje:http://www.wiktor.ch/sardynia-2013/http://www.wiktor.ch/sardynia-2012/http://www.wiktor.ch/sardynia-2011/PozdrawiamWiktor
mala-mi 5 czerwca 2014 18:55 Odpowiedz
wict0r napisał:HejŚwietna relacja!Ja byłem już trzykrotnie na Sardynii. Żałuję, że pogoda Was nie rozpieszczała, bo nie poznaliście prawdziwych uroków Sardynii.Polecam Sardynię jesienną porą.Moje dotychczasowe wizyty na wyspie zawsze odbywały się w październiku lub na przełomie września i października. Pogoda jest jeszcze letnia, a ludzi prawie w ogóle nie ma...Tutaj moje foto-relacje:http://www.wiktor.ch/sardynia-2013/http://www.wiktor.ch/sardynia-2012/http://www.wiktor.ch/sardynia-2011/PozdrawiamWiktorDzięki za opinie i za radę :) mam nadzieję, że jeszcze kiedys będe miała okazję się tam znaleźć, może faktycznie spróbuje w październiku.A Twoje zdjęcia są wspaniałe, jak szukałam informacji o Sardynii to trafiłam na Twoją stronę :)
robertos 13 lutego 2015 16:36 Odpowiedz
Wybieram się w kwietniu do Olbii, dzięki za świetną relację, przyda się :)
moniaklb 16 marca 2015 13:11 Odpowiedz
Swietna relacja i piekne zdjecia:) w tych plazach mozna sie zakochac :) Bylam kiedys na Sardyni ale niestety za krotko zeby zobaczyc tyle co ty. Teraz widze ze musze tam wrocic :)
jacob94 16 marca 2015 13:48 Odpowiedz
Zdjęcia zacne ;) Ale chyba machnęłaś się w podsumowaniu bo mi wyszło ok. 1850zł/os z sumy wymienionych punktów.
elbe 16 marca 2015 14:51 Odpowiedz
Będziemy na Sardynce w dniach 25-29 marca.Mam nadzieję, że pogoda nas nie załatwi :D
wintermute 16 marca 2015 15:05 Odpowiedz
czy tylko ja nie widzę zdjęć??
jacob94 16 marca 2015 15:43 Odpowiedz
Wintermute napisał:czy tylko ja nie widzę zdjęć??Chyba tak, bo u mnie działają :)
mala-mi 20 marca 2015 13:12 Odpowiedz
jacob94 napisał:Zdjęcia zacne ;) Ale chyba machnęłaś się w podsumowaniu bo mi wyszło ok. 1850zł/os z sumy wymienionych punktów.Masz rację, nie wiem jak ja to policzyłam :)Wintermute napisał:czy tylko ja nie widzę zdjęć??u mnie działają, jak nie widzisz to polecam zobaczyć na moim blogu :)Dzięki wszystkim za miłe opinie :)